Piłkarz może biegać szybciej od wiatru, mieć technikę marzeń i refleks kota. Ale wystarczy, że nazywa się „Jebali”, „Huja” lub „Pipa” – i już jest w Polsce skazany na wieczną obecność w prześmiewczych rankingach i memach. Futbol to gra globalna, w której języki ścierają się ze sobą równie gwałtownie jak zawodnicy w polu karnym. Nic więc dziwnego, że to, co w Rio de Janeiro brzmi dostojnie, w Warszawie może wywołać rechot.
Co znajdziesz w artykule?
- Marx Lenin – rewolucja w środku pola
- Issam Jebali – nagłówki, które piszą się same
- Stalin Rivas – talent w cieniu dyktatora
- Pipa – ksywka dość… problematyczna
- Gianluigi Buffon – kiedy nazwisko nie pasuje do człowieka
- Ed de Goey – fonetyka nie wybacza
- Kaka – kupa problemów dla obrońców
- Ferland i Benjamin Mendy – pasożyty na boisku
- Marian Huja – nagłówki gotowe do druku
- Janusz Gol – nazwisko, które siało zamęt
- Adrian Błąd – pomyłka, której nie było
- Język też potrafi kopnąć
Marx Lenin – rewolucja w środku pola
Wyobraźmy sobie: brazylijska samba, stadion pełen kibiców, a na boisku – Marx Lenin. Rodzice piłkarza zafundowali mu imiona, które brzmią jak z podręcznika do historii. Ten ofensywny pomocnik wyrastał w akademii Flamengo i grywał z samym Viniciusem Juniorem, ale zamiast przewodzić tamtejszemu proletariatowi futbolu, został odesłany do Rosji, do Akronu Togliatti. W mieście słynącym z fabryki Łady jego imiona pasowały jak ulał, choć zamiast wielkiej rewolucji były co najwyżej przeciętne występy w drugoligowym klubie.

Screenshot: Transfermarkt
Przeczytaj również: Takie rzeczy tylko w Polsce. Dziwne, śmieszne i kompletnie odklejone nazwy klubów sportowych
Issam Jebali – nagłówki, które piszą się same
Tunezyjski napastnik, który wędrował z piłką po Skandynawii, a ostatnio trafił do Japonii. I pewnie nigdy nie zostałby bohaterem artykułu w polskich mediach, gdyby nie to, że jego nazwisko zdobi często internetowe żarty. „Jebali, ale nie trafili”. „Jebali, lecz przegrali”. „Jebali, a jednak do przerwy 0:0”. W Tunezji, Danii czy w Japonii nikt do tego nie przykłada uwagi, ale nad Wisłą Issam Jebali (wym. „Dżebali”) stał się prezentem dla autorów nagłówków – każde jego zagranie można obudować satyryczną grą słów.

Screenshot: Meczyki
Stalin Rivas – talent w cieniu dyktatora
Wenezuela miała niegdyś piłkarza, który według wielu był najbardziej utalentowanym w historii kraju. Problem w tym, że nazywał się… Stalin Rivas. Brzmiało to tak, jakby zamiast w Ciudad Guayana urodził się na Kremlu. Rivas czarował dryblingiem, grał w Belgii i Kolumbii, a w reprezentacji dorobił się 34 występów. Na zawsze pozostał jednak zakładnikiem swojego imienia. Kibice do dziś pamiętają właśnie je, a nie jego gole – bo w końcu Stalina nie da się zapomnieć.

Screenshot: BeSoccer
Pipa – ksywka dość… problematyczna
Hiszpan Gonzalo Avila Gordon, znany jako Pipa, jest prawym obrońcą. Wychowanek Espanyolu grał m.in. w West Bromwich Albion, Olympiakosie i Huddersfield Town, a dziś reprezentuje bułgarski Łudogorec Razgrad. W ojczyźnie jego przydomek brzmi neutralnie – to pestka słonecznika albo fajka. Ale w Polsce już sam zapis na koszulce wystarczy, by kibic uśmiechnął się pod nosem, bo w naszym języku jest wulgaryzmem, oznaczającym kobiece narządy płciowe. I nieważne, jak solidnie gra ten zawodnik – polski fan futbolu i tak ma używanie.

Screenshot: Google
Gianluigi Buffon – kiedy nazwisko nie pasuje do człowieka
Gianluigi Buffon dla Włochów od lat jest synonimem wielkości, ale w Polsce swego czasu budził chichot. „Bufon” to u nas zarozumialec, ktoś zadufany w sobie – i kibice, zanim przywykli do klasy tego bramkarza, bawili się tym skojarzeniem. Gigi nie mówi po polsku, więc nie miał pojęcia, że jego nazwisko śmieszy nad Wisłą. My się więc śmialiśmy, a on wygrywał mundial – bilans raczej jednostronny.

Screenshot: Sofascore
Ed de Goey – fonetyka nie wybacza
Holenderski bramkarz, występujący m.in. w Chelsea i Feyenoordzie, raczej nie ma pojęcia, że jego nazwisko fonetycznie brzmi w Polsce jak bardzo niecenzuralne słowo. Komentatorzy wariowali: Dariusz Szpakowski wymawiał je „de Guj”, Włodzimierz Szaranowicz „de Goj”, a ktoś inny „de Hej”. Tylko Jan Tomaszewski pewnego razu odważył się wymówić je poprawnie, czyli „de Chuj”. I tak oto Ed de Goey stał się w Polsce bramkarzem, którego personalia pamięta się lepiej niż interwencje.

Screenshot: Gazeta
Kaka – kupa problemów dla obrońców
Ricardo Izecson dos Santos Leite jest znany światu jako Kaka. Elegancki, boski technik, zdobywca Złotej Piłki. Ale polscy komentatorzy musieli przeżywać koszmar, ponieważ ksywka Brazylijczyka, gwiazdora AC Milanu i Realu Madryt, po naszemu oznacza potocznie… stolec. Gdy pewnego razu podczas transmisji padło: „Ostre wejście w Kakę!”, trudno było zachować powagę.

Screenshot: MLSsoccer
Ferland i Benjamin Mendy – pasożyty na boisku
Dwóch francuskich obrońców, obaj o tym samym nazwisku. Ferland gra w Realu Madryt, Benjamin wygrał mistrzostwo świata z Francją, występował m.in. w Manchesterze City, a obecnie przywdziewa trykot Pogoni Szczecin. Nasi kibice nie mogli uwierzyć własnym oczom – „Mendy” to bowiem po polsku… wszy łonowe. I nagle każdy nagłówek o transferze brzmiał jak fragment newsa o epidemii: „Mendy w Realu Madryt”, „Mendy w Pogoni Szczecin”. Dwóch świetnych piłkarzy, a u nas kojarzeni przede wszystkim z najgorszymi pasożytami.

Screenshot: Sky Sports
Marian Huja – nagłówki gotowe do druku
Portugalczyk z rumuńskimi korzeniami, obecnie występuje w Pogoni Szczecin. Kibice w Polsce dostali wyjątkowy prezent. Po ogłoszeniu jego przybycia do Portowców prześcigali się w wymyślaniu potencjalnych tytułów i komentarzy: „Huja gra, Huja strzela”, „Wrzutka na Huja”, „Ostre wejście Huja w przeciwnika od tyłu”, „Zawodnik gospodarzy cofając się nadział się na Huja”. Trudno powiedzieć, czy Marian zdobędzie serca kibiców za grę, czy raczej pozostanie bohaterem memów i clickbaitów. W każdym razie, żaden piłkarz nie zrobił u nas dla piłkarskiego humoru tak wiele w tak krótkim czasie. Oczywiście wiadomo, że „Huja” wymawia się „Uża”, ale zapis jest bezlitosny.

Screenshot: Meczyki

Screenshot: Facebook
Janusz Gol – nazwisko, które siało zamęt
Dla komentatorów każdy mecz z udziałem Janusza Gola był jak zabawa w rosyjską ruletkę. Każde „Gol!” mogło oznaczać bramkę albo… po prostu dotknięcie piłki przez tego defensywnego pomocnika. Janusz grał solidnie w Ekstraklasie, lidze rumuńskiej i lidze rosyjskiej. Bez wielkich fajerwerków, ale jego nazwisko żyło własnym życiem. Dla sprawozdawców było jak językowa mina, a statystyków wprowadzało w konfuzję – bo niby w protokole meczowym widniał Gol, a wynik meczu 0:0.

Screenshot: Fakt

Screenshot: Facebook
Adrian Błąd – pomyłka, której nie było
W piłce nożnej błędy często kosztują punkty, ale ten Błąd od lat je zdobywa. Adrian Błąd, ofensywny pomocnik GKS-u Katowice, znany z reklamy bukmachera Superbet, to piłkarz, który udowadnia, że nazwisko potrafi kpić z logiki. Gdy gra, nagłówki piszą się same. Bo co autor miał na myśli pisząc „Błąd pogrążył Górnika”? Trzeba kliknąć i przeczytać cały artykuł, ponieważ tytuły potrafią wprowadzać w błąd. A prawda jest taka, że ten Błąd rzadko się myli.

Screenshot: Gol24
Przeczytaj również: Z boiska do Excela. Jak koszulka piłkarska stała się słupem ogłoszeniowym
Język też potrafi kopnąć
Niektórzy piłkarze pracują na rozgłos latami, inni dostają go gratis – od języka. Ich nazwiska lądują w rankingach, memach i rozmowach przy piwie. A przecież oni tylko grają w piłkę. Resztę robią ortografia i fonetyka.